Piękno przeciwko ascezie, czyli Agonia Dźwięków
Długo brnęłam przez kilkaset stron Agonii dźwięków autorstwa Jaume Cambre, ale było warto. Książka w ostatecznym rozrachunku dała mi dużo przyjemności i zasłużyła na polecenie każdemu wytrwałemu czytelnikowi.
Głównym bohaterem powieści jest młody, uzdolniony muzycznie brat Junoy, który zostaje w ramach kary wysłany, w charakterze spowiednika, do zakonu La Rapita o absurdalnie surowej regule. Mniszki wyrzekają się ojczystego języka, piękna, pożytecznej pracy; wieczna cisza panująca w murach zimnego klasztoru przygniata do ziemi spowiednika. Od razu po przybyciu zakonnik rozpoczyna wojnę w imię zdrowego rozsądku z nieugiętą, zgorzkniałą matką przełożoną, w której nie potrafi przemóc uporu Dorothei; wyobraźnia, rozmowy z ponad stuletnią mniszką i prymitywna fujarka pomagają mu uciec z pustego i ciasnego więzienia ascezy.
Poczucie, że cały świat jest przeciwko zakonnikowi z głową pełną marzeń, mając za broń brak tolerancji i zrozumienia dla jego poglądów, zaczyna zanikać, gdy bramy klasztorne zamykają się za dwiema nowicjuszkami. Ich początkowy entuzjazm zamienia się szybko w duszącą samotność, na którą lekarstwo znajdują w swoich ramionach. Nadzieja umiera szybko, zwycięstwo Junoya upada, gdy bliskość dwóch nowicjuszek zostaje zerwana przez surową matkę przełożoną. To nie koniec przegranej: jedna nowicjuszka umiera w ekstazie głodu i choroby, druga - zbuntowana Clara - opuszcza klasztor, żegnana wyłącznie przez samotne łzy Junoya.
Ostateczną porażką zakonnika jest przegrana w procesie kościelnym. Niezrozumienie wygrywa z idealizmem. Zmarła nowicjuszka zostaje wyniesiona pod niebiosa, zbuntowana - potępiona. Dźwięki powoli dogorywają, piękno umiera zabite przez suchą i sztywną ascezę. Przeciwnicy bohatera w tym procesie nie próbują nawet go zrozumieć, skupiając się jedynie na swoim punkcie widzenia. Koniec bohatera wykluczonego z społeczności, z którą się identyfikował, jest ostateczny, nie potrzeba nam dalszej części. Junoy nie miał od początku szans na zwycięstwo w tym procesie i takie poczucie pozostaje nam, czytelnikom.
Jak zwykle, Cambre bawi się czasem w narracji; wydarzenia przeszłe mieszają się z teraźniejszymi, a wspomnienia zdają się rozgrywać przed naszymi oczyma. I dzięki temu powieść zyskuje niepowtarzalny styl. Przeszłość miesza się w głowie zakonnika z teraźniejszością, a w tle cały czas słychać echa muzyki, której wyrzekły się rapitańskie mniszki.
Powieść jest idealnym pomnikiem jednej myśli: modlitewną ekstazę od grzechu dzieli bardzo cienka granica. Absurdalna ilość sposobów na umartwianie się rapitanek kontrastuje ze szczęściem, jakie ma w sobie brat Junoy. Mnich jest odrzuconym prorokiem i niesie ze sobą niezrozumiane przesłanie. Jego słowa nie potrafią przebić muru ciszy i milczenia.
Fools, said I, you do not know, silence like a cancer grows
Hear my words that I might teach you
Take my arms that I might reach you
But my words like silent raindrops fell
And echoed in the wells of silence
Hear my words that I might teach you
Take my arms that I might reach you
But my words like silent raindrops fell
And echoed in the wells of silence
Owadzia ocena: Bardzo dobry
Dzięki tej recenzji czuję się bardzo zachęcona do zapoznania się z treścią tejże książki, za co pragnę podziękować autorce, gdyż ostatnio brakuje mi tego typu inspiracji c:
OdpowiedzUsuńOd siebie, i od tego samego autora polecę jeszcze zbiór opowiadań "Kiedy zapada mrok" - i mam nadzieję, że kiedyś będziemy miały możliwość wymienienia się refleksjami o obu tych lekturach.
Pozdrawiam cieplutko!